[VIDEO] - 70 tysięcy złotych zażądał absolwent Szkoły Ochroniarskiej Delta, Karol K. od mojego znacznie słabszego syna, za rzekome dźgnięcie nożem. Nie dostanie grosza, bo mój syn nie ma żadnego majątku - mówi matka skazanego nauczyciela
Prezentujemy, wraz z niniejszym artykułem, pełny tekst uzasadnienia wyroku, jaki zapadł przed Sądem Rejonowym w Miastku. Sędzia Bogdan Kostyk uznał za wiarygodnego Karola K., który nie pamiętał przed sądem, pod jakimi zeznaniami podpisał się na policji. A były to zupełnie inne zeznania niż skazanego Krzysztofa Hingsta, którego biegły psychiatra uznał za wiarygodnego.
Z uzasadnienia wynika, że nie wiadomo w jaki sposób nauczyciel nagle dowiedział się, że nowy parner jego byłej żony, licencjonowany ochroniarz, wyruszył autem spod domu Izabeli H. w stronę swojego domu.
A to wówczas nauczyciel ruszył spod swojego domu w stronę domu Karola. Czy tam dojechał? Tego nie wiadomo, bo zdaniem Krzysztofa Hingsta miejscem spotkania był las przed osiedlem. Jak to się stało, że dojechali tam dokładnie w tej samej chwili? Tego sąd nie ustalił
Czy nie była to celowo zaplanowana prowokacja? Tego sąd też nie zbadał. Tak samo jak czasu, w jakim przemieścił się Krzysztof Hingst na miejsce rzekomego zdarzenia i z powrotem. Sąd napisał ogólnikowo "około godziny 22".
Film z monitoringu wraz z licznikiem czasu znajdziesz natomiast u nas pod linkiem - https://www.youtube.com/watch?v=mYmfSYyX-fs. Z zapisu monitoringu wynika, że było to dokładnie 14 minut i 48 sekund.
Według mapy google, od miejsca zmieszkania Krzysztofa Hingst na północy Miastka, do osady Pasieka na południowym zachodzie od Miastka jest 4,7 kilomera. Czas przejazdu jedną stronę to 7 minut. Czyli w obie to 14 minut.
- Sąd powinien przeprowadzić eksperyment procesowy kto mówi prawdę? Bo jeśli okaże się, że miejsce zdarzenia było wcześniej niż podaje to Karol K., to znaczy że to mój syn mówi prawdę - przekazuje Krystyna Hingst, matka nauczyciela.
- W zeznaniach na policji, których rzekomo ten Karol nie pamięta, powiedział że "po zdarzeniu wsiadłem do auta i pojechałem do domu". A przecież rzekomo stał na parkingu przed swoim domem. Kto więc jest wiarygodny a kto kłamie? Mój syn czy on? - pyta matka.
Nie wiadomo więc dokładnie w jaki sposób doszło do rzekomego ataku skoro sąd uznał, że ani Karol K. ani Izabela H. (była żona Krzysztofa Hingst, a jednocześnie była synowa Krystyny Hingst) nie obawiali się gróźb składanych, za pośrednictwem SMS-ów przez zazdrosnego o byłą żonę, nauczyciela angielskiego. Uznawali, że "to dzieciniada" i nie obawiali się spełnienia tych gróźb. " W pewnym sensie rzucał oskarżony słowa na wiatr" - stwierdził sąd.
Matka uważa, że te nic nie znaczące zdaniem sądu groźby, poszkodowany Karol wykorzystał do uzyskania na drodze prawnej pieniędzy w formie odszkodowania. SMS-y miały to uwiarygodnić.
- Sam sąd nie potrafi teraz wyjść z tej mistyfikacji, w którą dał się wprowadzić. Dlaczego wydał wyrok skazujący nie przesłuchując ani policjantów, ani ratowników medycznych ani biegłego lekarza sądowego? Czy w obawie o zarzut niesłusznego więzienia mojego syna przez tyle miesięcy? Będącym wynikiem skutecznej prowokacji przeszkolonego agenta? - pyta matka
- Przecież ten Karol mówił, że była krew, chwycił się za ranę. Potem rzucił się do samochodu mojego syna, by zaciągnąć hamulec ręczny. Tymczasem nie ma tu zabezpieczonej ani kropli krwi, przy tym całym zdarzeniu - zarzuca matka skazanego.
- Sędzia w uzasadnieniu pisze, że to Karol K. ruszył na mojego syna. Odwrócił go i trzymając go za oba ramiona, będąc przeszkolonym ochroniarzem, rzekomo dał się dźgnąć mojemu synowi nożem. Kiedy przecież mój syn był do niego odwrócony plecami! To przecież jest niewykonalne, zważywszy też na fakt, że Karol jest dużo wyższy i silniejszy od mojego syn i ma dłuższe ręce - zarzuca, niespójność argumentom użytym w wyroku sądowym, matka.
- Chcę by sąd przeprowadził eksperyment procesowy, zanim zapadnie prawomocny wyrok przed Sądem Okręgowym w Słupsku. Bo samochody Karola i Krzysztofa, według zeznania tego pierwszego, stały w odległości dwóch metrów. Rzekomo pokrzywdzony Karol zeznał na policji, że obaj ruszyli na siebie, przy czym Karol odwrócił Krzysztofa i zaprowadził do jego samochodu. Wszystko na przestrzeni dwóch metrów. Następnie, po rzekomym dźgnięciu, mój Krzysztof miał jeszcze cofając uderzyć w samochód Karola. A Karol rzekomo zakrwawiony miał się rzucić do środka auta Krzysztofa - wylicza matka.
Całość rzekomo odbywała się 19 czerwca 2016 roku, w jasny, letni wieczór. Tyle, że nikt z tego blokowiska zdarzenia nie widział, nie słyszał krzyków rzekomo dźgniętego Karola ani uderzenia samochodu w samochód.
- Pewne jest tylko to, że Karol po cichu przemieścił się do swojego domu, jego matka wezwała nie karetkę pogotowia tylko policję. I policjanci jako pierwsi założyli mu opatrunek. Był on już w innej koszulce, bo sobie w międzyczasie ją zmienił - zarzuca matka.
Sam prokurator miał przed Sądem Rejonowym w Miastku problem z oskarżeniem Krzysztofa Hingst, w świetle zaistniałych faktów. Jego niepewną mowę oskarżycielską mozecie zobaczyć na filmie, dołączonym do niniejszego tekstu oraz znajdującego się pod linkiem:
Zażądał on zaledwie 2 lat więzienia, widząc sprzeczne zachowanie się Karola K. Rzekomo poszkodowany przeszkolony ochroniarz twierdził, że nie pamięta, co podpisywał na policji i jakie zeznania tam składał. Ostatecznie Sąd w Miastku zasądził na jego rzecz nie 70 tysięcy złotych, ale 15 tysięcy złotych.
Jednocześnie otworzył drogę do dalszego roszczenia finansowego, na drodze cywilnej.
- Przecież ten nasz syn siedzi w więzieniu i nie ma żadnych dochodów. Nie ma też żadnego majątku - tłumaczy Krystyna Hingst.
Rodzina jest pod ochroną ekipy Krzysztofa Rutkowskiego. Jego ludzie zdają sobie sprawę, że brak praktycznej możliwości wydobycia pieniędzy od uwięzionego i niepracującego Krzysztofa Hingst, może być przyczyną nerwowych ruchów.
- Każdy musi sobie zdawać sprawę, że wykonanie jakiegokolwiek bezprawnego ruchu wobec rodziny Hingst, będzie się wiązało z natychmiastową konfrontacją z naszymi ludźmi i postawieniem ich przed obliczem prawa. Wierzę, w profesjonalizm Sądu Okręgowego w Słupsku, który gruntownie wczyta się w akta tej bulwersującej sprawy i zechce rozróżnić prawdę od mistyfikacji - przekazuje Krzysztof Rutkowski.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Prokuratura Rejonowa w Wysokiem Mazowieckiem prowadzi postępowanie w sprawie, w której konflikt między dwoma mężczyznami z sektora prac ziemnych przybrał zaskakujący obrót. Jeden z nich – legalnie działający przedsiębiorca, dysponujący kompletem dokumentacji, umów i potwierdzeń płatności – został objęty dochodzeniem, mimo iż druga strona nie przedstawiła żadnych formalnych dowodów, a jedynie relacje świadków ze swojego bliskiego otoczenia.
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?